świadectwo Adama

Zdecydowałem się opisać swoją drogę nawrócenia z ateizmu w którym tkwiłem ok 20 lat w formie świadectwa i udostępnić je publicznie, ponieważ zachęcił mnie do tego Duch Święty (a przynajmniej tak wierzę).

Tę decyzję podjąłem niedawno, po ostatnich rekolekcjach w Czernej, gdzie dotarło do mnie że wiara (łaska i dar od Pana Jezusa Chrystusa) którą otrzymałem nie jest moją prywatną sprawą.

Opisując moją drogę nawrócenia mam nadzieję że skłoni to do myślenia osoby poszukujące, które przez „przypadek” trafią na to forum.

Wierzę, że moja nadzieja jej uzasadniona, ponieważ u mnie samego, to właśnie świadectwa innych osób znalezione w Internecie, były „kamieniami milowymi” które pomogły mi podjąć decyzję o poszukiwaniu prawdy i Pana Boga.

 

Kiedy i dlaczego się nawróciłem? cz. 1

Odpowiedź na pytanie „kiedy” jest łatwa – było to w styczniu 2016.

Właściwie, sam fakt nawrócenia nie wynikał z wiary, której wówczas jeszcze nie miałem. A w co wtedy wierzyłem? Nie wiem. Wiedziałem jedynie w co już nie wierzyłem, a raczej w co przestałem wierzyć.

Przestałem wierzyć, że ludzkość idzie w dobrym kierunku.

Wcześniej wierzyłem w ludzkość, w naukę, w ludzki rozum, w logiczne rozumowanie, w to że ludzkość mocą rozumu dokonuje postępu i jest coraz lepsza.

Jednak wydarzenia z ostatnich kilku lat na świecie sprawiły że utraciłem wiarę w ludzi.

To był proces który trwał od paru lat i doprowadził mnie do poczucia pustki, bezsensu życia i w konsekwencji do PRAWDY.

Ale wtedy, na początku stycznia podjąłem jedynie decyzję że będę na poważnie szukał Pana Boga w nadziei że On istnieje.

Nie miałem wówczas wiary a jedynie nieokreślone przeczucie (jakieś wewnętrzny głos), że Bóg Stwórca Wszystkiego raczej istnieje.

Postanowiłem wtedy ruszyć w drogę.

Początkiem mojej wiary była decyzja wolnej woli.

Kiedy i dlaczego się nawróciłem? cz. 2

Odpowiedź na pytanie „dlaczego” jest dużo trudniejsza.

W późniejszym czasie (kilka miesięcy po nawróceniu) wiele myślałem o tym dlaczego się nawróciłem? Jaki naprawdę był powód i przyczyna mojej decyzji?

Bo kiedy sięgałem myślą do tego czasu to właściwie nie było jednoznacznego, wyraźnego powodu. W moim życiu wszystko było poukładane i stabilne. Byłem zdrowy.

W najbliższej rodzinie nikt poważnie nie chorował (za wyjątkiem problemów Teścia ze wzrokiem) i śmierci mamy niespełna rok wcześniej.

Żadnych innych poważnych życiowych kłopotów.

Na pozór niczego mi nie brakowało, oprócz poczucia pustki i że coś bardzo ważnego mi umyka.

Czy coś takiego, samo z siebie mogło doprowadzić do radykalnego zwrotu w życiu?

Teraz wiem, że NIE.

Bez nadprzyrodzonej interwencji Boga w moim życiu nic by się nie zmieniło.

Nawróciłem się, bo Pan Jezus mnie szukał i się o mnie upomniał. To On mnie do siebie przyciągał, chociaż wówczas nie zdawałem sobie z tego sprawy.

Ze swojej strony tylko dojrzałem do tego, żeby stanąć w prawdzie wobec siebie i uczciwie przyznać sam przed sobą, że gdzieś utknąłem.  

Dojrzewałem wtedy do tego aby podjąć jakąś decyzję, że muszę w końcu coś wybrać. Jednoznacznie się określić.

Byłem bowiem wtedy w miejscu, w którym zaczynałem wierzyć i jednocześnie nie dowierzałem.

To był męczący stan dla mnie.

Stałem jakby w rozkroku, jedną nogą agnostyk (Bóg może jest, a może Go nie ma), a drugą nogą bardziej pragnący uwierzyć niż rzeczywiście wierzący.

Miałem bowiem trudność w przyjęciu wiary, z uwagi ma mój ścisły i analityczny umysł, który domagał się dowodów.

Kiedy i dlaczego się nawróciłem? cz. 3

Szukając tych dowodów zacząłem ponownie czytać Biblię – Nowy Testament (czytałem ją w młodości, przed 25 laty), no bo przecież postanowiłem szukać prawdy.

Czytając kolejne ewangelie, w pewnym momencie uderzyło mnie wewnętrzne przekonanie, że na pewno nie jest to wymyślona opowieść.

Z czasem uznałem że słowa zapisane w Piśmie Świętym są godne wiary.

Więcej, w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że gdybym to ja sam był świadkiem tych wydarzeń, cudów Pana Jezusa, to opisując to, sam pisałbym podobnie.

Wiem że to co najmniej nieskromne, ale to sprawiło że uwierzyłem że św. Mateusz, Marek, Łukasz i Jan piszą prawdę.

Ostatecznie zaś uwierzyłem w prawdomówność ww. autorów, kiedy przeczytałem fragment 1 listu św. Jana 1,1

[To wam oznajmiamy], co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce.

Ten fragment (o tych oczach i rękach) sprawił że zwyczajnie uwierzyłem im.

Natomiast wcześniej, gdy czytałem ewangelie mocno zapadły mi w pamięć fragment „Proście; a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie” (Mt 7,7).

Uwierzyłem słowom Jezusa, zacząłem prosić i szukać.

Zacząłem się więcej modlić.

kiedy i dlaczego się nawróciłem? cz. 4

Z modlitwą wówczas nie było u mnie dobrze. Po prostu nie potrafiłem tego robić, bo przez ok. 20 lat się nie modliłem – byłem przecież niewierzący.

Jednak kiedy mój materialistyczny światopogląd zaczął pękać, (kilka miesięcy przed nawróceniem) przypomniałem sobie o Panu Bogu i czasami modliłem się słowami „Ojcze nasz..” podczas biegania (często biegam w pobliskim  lesie). Właściwie to tylko odmawiałem słowa modlitwy w myślach i na głos, to była jakaś namiastka modlitwy, bo nie miałem wówczas wiary (tak jak ją teraz rozumiem), czy może raczej dopiero ona kiełkowała.

Jednak, z czasem modliłem się tak coraz częściej.

Równocześnie, ok. 2-3 miesięcy przed nawróceniem, chodziłem z rodziną na zamówione msze za moją zmarłą pół roku wcześniej mamę.

Robiłem to dla niej.

Było tych mszy kilkanaście, a chodziłem na nie, bo czułem się winny, że bardzo rzadko przychodziłem do mamy przed jej śmiercią, właściwie to nie przychodziłem do niej, jeśli nie było bezpośredniej potrzeby (byłem zbyt zajęty sobą).

Uświadomiłem sobie wtedy, że marny był ze mnie syn – niestety, ale taka była prawda o mnie.

Wracając do tematu, ponieważ moja wiara była wtedy w powijakach i nie byłem pewien co z tego wyjdzie. Byłem bardzo chwiejny, w jeden dzień wierzyłem, na drugi dzień wątpiłem. I tak w kółko.

Aby jakoś tę chwiejność przemóc, zdecydowałem się postawić samego siebie przed faktem dokonanym i oświadczyłem siostrze (a kilka dni później bratu) w trakcie wspólnej jazdy samochodem że się nawróciłem do Jezusa Chrystusa.

Musiało to ich bardzo zdziwić, bo nigdy o Nim nie mówiłem i wiedzieli że byłem niewierzący.

W pewnym sensie było to jakaś forma psychicznego spalenia mostu, bo przyznałem się do Jezusa mimo, że moja wiara była jeszcze bardzo wątła i byłem pełen wątpliwości.

Ale czułem, że będę w wiecznym zawieszeniu, jeśli nie zrobię kroku w ciemność – pewnego rodzaju aktu wiary, zanim się tę wiarę posiadło albo otrzymało – taki dziwny psychiczny paradoks.

Ale tak właśnie u mnie było.

Kiedy i dlaczego się nawróciłem? cz. 5

W lutym 2016 miałem już mocne postanowienie nawrócenia się do Pana Boga i umacniającą się wiarę.

Uznałem wtedy, że jakoś spróbuję się przygotować do powrotu do Pana Boga i że potrzebuję czasu aby się przygotować do pojednania z Bogiem i spowiedzi po 20 latach nieobecności w kościele.

Mówię tu o duchowej nieobecności, ponieważ jak przypomniała mi później moja żona, czasem pojawiałem się w kościele z okazji świąt, czy innych uroczystości kościelnych (1 komunia dzieci, itp.) – ponieważ przymuszała mnie do tego żona i okoliczności.

W rzeczywistości jednak byłem wtedy niewierzący. To była oczywiście była czysta hipokryzja w moim przypadku. I wygodnictwo, aby tylko mieć “święty” spokój, bo duchowo byłem martwy.

Uznałem wtedy, że Panu Bogu należy się pokuta za moje grzechy i porzucenie Go. Czułem, że to musi być wysiłek z mojej strony, że potrzebna jest jakaś ofiara i poświęcenie z mojej strony.

Właśnie rozpoczynał się Wielki Post, więc podjąłem posty, niektóre dni o chlebie i wodzie, więcej się też modliłem.

Podjąłem też mocne postanowienie odwrócenia się od grzechów nieczystości (związanych z oglądaniem nagich kobiet w Internecie) których niewolnikiem byłem od młodości.

To było uzależnienie z którym nie potrafiłem zerwać, chociaż wiele, wiele razy bezskutecznie próbowałem.

Jednak, zawsze w końcu kończyło się to upadkiem i powrotem do grzechu, aż w końcu zaprzestałem walki, wmawiając sobie że przecież to nic takiego, przecież nikogo nie krzywdzę.

Takie w końcu znalazłem sobie rozwiązanie na ten problem – stłumiłem swoje sumienie i oszukiwałem samego siebie.

Jednak tym razem podejmując walkę o czystość wiedziałem i mocno postanowiłem, że to musi się skończyć.

Że nie mogę i nie chcę być już niewolnikiem tego grzechu który tak mnie zniewala i zarazem upokarza. Dlatego pamiętając o tym, jak bardzo jestem słaby, tym razem poprosiłem o pomoc Pana Boga.

W pewnym momencie powiedziałem do Niego po prostu, ale szczerze: “Panie Boże, pomóż mi, bo ja nie chcę już grzeszyć, a sam nie dam sobie z tym rady”.

W tym czasie (w okresie wielkiego postu 2016) częściej też czytałem Pismo Święte. Tak minęło parę tygodni.

Wtedy właśnie zauważyłem coś niezwykłego, tym razem udało mi się wytrwać w czystości. Po początkowym okresie mocnego kuszenia, jakoś tak po cichu grzech odszedł.

Więcej! Zauważyłem też, że coś się we mnie zmieniło.

Nagle się spostrzegłem, że w ogóle nie widzę golizny która jest tak wszechobecna w Internecie (np. w reklamach).

To znaczy widzę, ale zupełnie nie zwracam na to uwagi.

Wtedy dotarło do mnie, że to się stało! Pan Bóg uwolnił mnie uzdrowił i uwolnił od grzechu! Tak po prostu. Byłem wolny! Po tylu latach!

Sam nie mogłem w to uwierzyć!

Dla mnie to był cud.

Prawdziwa Boża interwencja w moim życiu.

Wtedy po raz pierwszy uwierzyłem, że Pan Bóg jest blisko mnie, że rzeczywiście mnie zna i działa w moim życiu (ale bardzo dyskretnie) i mi pomaga.

Kiedy więc zbliżał się czas Wielkanocy zbierałem się powoli na odwagę aby pójść do spowiedzi.

Kiedy i dlaczego się nawróciłem? cz. 6

Tydzień przed Wielkanocą uznałem że to już czas na spowiedź. Zebrałem się na odwagę i przyszedłem kościoła.

Pamiętam olbrzymie kolejki do konfesjonałów.

Pamiętam też walkę duchową która wówczas toczyła się we mnie, kiedy tam czekałem w kolejce z innymi.

Pokusa odejścia, obawy, stres, zdenerwowanie, ale także poczucie że robię coś bardzo ważnego.

Wiedziałem że nie mam już odwrotu, że nie chcę wracać do ciemności od której uciekałem.

Powiedziałem więc sobie “Teraz, albo nigdy” i kiedy nadszedł czas, poszedłem do konfesjonału.

Okazało się, że spowiedź po 20 latach nie była aż tak straszna :)

O samej spowiedzi nie będę tutaj pisał, ale wspomnę o dwóch ważnych dla mnie pytaniach jakie wówczas usłyszałem od Księdza.

To była łaska od Boga – wiesz o tym?”

oraz

Musisz radykalnie zmienić życie – zgadzasz się na to?”

Na radykalną zmianę życia się wtedy zgodziłem i zrobiłem to szczerze, bo przecież taka zmiana już się dokonywała w moim życiu.

Samo pójście do spowiedzi było przecież tego przejawem.

Chciałem zmiany życia.

Radykalnej, jeśli trzeba.

Nie wiedziałem jednak co sądzić o pierwszym pytaniu.

To pytanie mnie zmieszało.

Z jednej strony przyjąłem że moje nawrócenie to łaska (czyli niezasłużony dar od Pana Boga), ale z drugiej strony chciałem o sobie myśleć, że moje nawrócenie to moja zasługa.

Moje stare ja ciągle trzymało się myśli, że na miłość i Boże przebaczenie trzeba sobie zasłużyć.

Jakoś na nie zapracować.

Może to dziwne, ale dużo wtedy o tym myślałem, nie dawało mi to spokoju.

Ile w tym wszystkim było woli i pomocy Bożej, a ile mojej woli i decyzji?

Czy to się da w ogóle rozdzielić?

Prawdę mówiąc wtedy nie wiedziałem i nadal nie wiem.

Ale byłem szczęśliwy, że wróciłem do Ojca.

A kiedy czytałem przypowieść Jezusa o synu marnotrawnym, wiedziałem że jest tam napisane o mnie.

To było dziwne, ale wiedziałem że Jezus mówił tam o mnie i dla mnie.